Przed katastrofą film uchroniły wspominane już zdjęcia, kostiumy i scenografia. Tworzą one kokon bezpieczeństwa amortyzujących, choć nie do końca, upadek, jakim okazała się "Serena". Zamiast
Początek nie zapowiadał porażki, jaką miał okazać się najnowszy film Bier. Pierwszy akt został zbudowany na planie filmowej baśni. Ekran mieni się więc soczystymi barwami pięknych plenerów dzikiej Ameryki oraz wysmakowanymi kostiumami Signe Sejlund. Również główni bohaterowie wydają się żywcem wyjęci z którejś z mrocznych opowieści braci Grimm, gdzie Bradley Cooper jest księciem, Jennifer Lawrence jego królewną, zaś Davidowi Dencikowi przypadła rola odtrąconej wiedźmy.
Niestety wkrótce okazuje się, że przyjęta przez Bier konwencja zamiast stać się trampoliną, z której "Serena" wyskoczy ku niebiosom artystycznego spełnienia, staje się złotą klatką. Bohaterowie miotają się w skisłej atmosferze mrocznych namiętności. Okazuje się bowiem, że Bier miała ambicje stworzenia klasycznego melodramatu opowiadającego o tym, jak marzenia stają się śmiertelną trucizną niszczącą nas, naszych bliskich i wszystkich pechowców, którzy znajdą się w naszym sąsiedztwie. Jednak formuła baśni nie pozwalała na wykorzystanie tkwiącego w pomyśle fabularnym potencjału. Wszystko jest tu stłamszone i jednocześnie rozwleczone. Dotrwanie z otwartymi oczami do końca seansu będzie wyzwaniem, któremu nie sprosta wielu widzów. Zamiast intensywnych dramatów emocjonalnych mamy puste i sztuczne odgrywanie scenek, których jedynym atutem są ładne zdjęcia.
Jednak najbardziej rozczarowuje Bier w roli przewodnika aktorów. Nie udało jej się zmotywować ani Coopera, ani Lawrence do skupienia. Ten pierwszy jest glinianym olbrzymem: jednocześnie topornie niezdarnym i tak kruchym, że w każdej chwili grozi rozsypaniem się na naszych oczach. Jennifer Lawrence zaś jest niekontrolowanie frenetyczna, eksponująca wszystkie swoje warsztatowe niedostatki. "Serena" wyraźnie pokazuje, że dwie główne gwiazdy nie należą do tych aktorów, których można pozostawić samych sobie, że muszą być mocno kontrolowani przez reżyserów i dopiero wtedy są w stanie zaprezentować się z najlepszej strony.
Przed katastrofą film uchroniły wspominane już zdjęcia, kostiumy i scenografia. Tworzą one kokon bezpieczeństwa amortyzujących, choć nie do końca, upadek, jakim okazała się "Serena". Zamiast więc żalu i irytacji, seans wywołuje raczej poczucie rozczarowania, że nie udało się zrealizować tkwiącego w historii potencjału.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu